To trudne. Nie wystarczy raz powiedzieć swojemu życiu TAK. Sęk w tym, że trzeba to robić każdego dnia w każdej bieżącej chwili. Akceptować WSZYSTKO, co się wydarza, pojawia, co mnie spotyka i co staje się moim udziałem.
Matt Kahn w swojej książce “Rewolucja miłości” napisał, by kochać to, co się pojawia. Stwierdził, że to najważniejsze 5 słów, jakie warto zapamiętać i wprowadzić w życie. Kocham to, co się pojawia teraz. Mimo to, wciąż nie potrafię zgodzić się na to, co się wydarza i co stało się faktem. Uczę się tego i wiem, że chcę posiąść tę umiejętność tak, by stała się moim nawykiem. To jednak wciąż nauka, która wymaga czujności i świadomości chwili. Najtrudniej pokochać to, co uznaję za niedoskonałe i dalekie od tego, czego naprawdę chcę. Nie umiem, choć próbuję każdego dnia. Dziś też od rana, przez południe do teraz. Będę to robił też później aż do położenia się spać.
Serce kontra rozum
Rozum mówi, by kłaść się wcześniej, by móc wcześniej wstać. Wtedy bowiem mam najbardziej produktywny czas. Dusza krzyczy, by kłaść się wcześniej spać wbrew temu, co lubią i jak lubią chodzić spać inni. Jednak każdego dnia, dzień w dzień życie weryfikuje te wewnętrzne głosy, a nawet już krzyki sprzeciwu i do rzadkości należy, by położył się spać przed północą. Ktoś powie: żeby to tylko takie mieć zmartwienia.
Być może dla kogoś to nie problem, ale nie chodzi tu o samą porę nocnego odpoczynku. Bardziej o to, co wydarzy się następnego dnia, czym go wypełnię i co zrobię dla siebie i dla innych. Odkąd postawiłem siebie na pierwszym miejscu (a przynajmniej uczę się to robić), swój dzień zaczynam od pracy dla siebie. Choćby to było pół godziny, to jest to pierwszy, najważniejszy punkt. Widzę sens tego, widzę wartość i nie zamierzam rezygnować z tej praktyki. Co więcej, z pewnością będą ją doskonalił.
Jeden wybór pociąga za sobą kolejne. Późne pójście spać, skraca twórczy poranek, rodzi falę frustracji, opóźnia inne zaplanowane zadania i wypełnia kolejnym NIE dla życia i tego, jak znów układa się mój dzień. Dlatego właśnie tak trudno być na TAK we wszystkim.
Walcząc z tym, co jest, utrwalam tylko to, czego nie chcę.
Mam tego świadomość, a i tak to robię. I tak nie zgadzam się i buntuję, gdy widzę na telefonie 1;25… Tym bardziej, że wieczorne godziny są dla mnie mało produktywne. Może, gdybym mieszkał w innym miejscu… Ale nie mieszkam i wiem, że można sobie poradzić tu gdzie jestem na tyle, na ile to możliwe. Zgodzić się na to, co jest oznacza akceptację późnych godzin odpoczynku, późnych poranków i obsuwy w planie dnia, tygodnia i miesiąca. Zgoda na TERAZ to jednak coś, bez czego tak naprawdę nie mogę ruszyć dalej. Nie mogę nic zmienić, to niezgoda nie jest dobrym punktem wyjścia do niczego wartościowego. Dom został zbudowany, rzeczywistość jest jaka jest i jej już nie zmienię. Po co więc walczyć z tym, co przybrało już konkretną formę. A jednak to robię. Walczę z tym dzień w dzień i wieczór w wieczór. I nic prócz poczucia porażki i frustracji z tego nie mam. Nie ruszam się ani kroku do przodu. Tkwię w miejscu, jakby wpadł w dół wypełniony zastygającym betonem, albo w ruchome pisaki. Im bardziej walczę z życiem, tym głębiej się zapadam w coś, czego nie chcę.
Zgodzić się na to, co jest to zaufać życiu
Tak to widzę i tego się uczę. Choć wyznaję zasadę, że wszystko w życiu jest po coś i to, co teraz się dzieje, doprowadzi mnie do czegoś lepszego, to rozum wciąż przekonuje, że jest inaczej. Przecież jeśli nie zrobię wystarczająco dużo, to nie uda się to ,co zaplanowałem. Nie spełnią się moje marzenia, nie zamieszkam w swoim miejscu, nie poczuję się w pełni wolnym i niezależnym człowiekiem.
Paradoks, prawda? Wiem, co trzeba zrobić, a mimo to tego nie robię. Może to przez perfekcjonizm, może przez lęk przed popełnieniem błędu i porażką. A może po prostu tak naprawdę nie ufam życiu i nie wierzę, że to, co daje mi każdego dnia, jest dla mnie dobre. To zaś wynika z niewystarczającej miłości do siebie samego. Nie ufam sobie i nie ufam życiu. Nie umiem zaryzykować i powiedzieć TAK temu, co mi się nie podoba w moim postępowaniu. Z jakiegoś powodu nie robię tego, choć wiem, że dzięki temu zaoszczędziłbym mnóstwo energii i nie traciłbym radości życia chwilą, która właśnie trwa. Bo kiedy walczę, wcale mi nie jest do śmiechu. Jestem drażliwy, niecierpliwy i zgryźliwy. Zły na siebie, ale wyżywam się na innych, jakby to oni stali za moim decyzjami i codziennymi wyborami. Ale nie stoją, bo to moje decyzje, które podejmuję wbrew sobie.
Mantra, która pomaga mi zaufać życiu
Kocham wszystko, co się pojawia i przyjmuję to z głęboką wdzięcznością.
To mantra, która powtarzam od kilku dni z nadzieja, że w końcu trafi do mojej umysłowego krwiobiegu i stanie się moim nowym przekonaniem. Tak samo jak inne, które brzmi: Zawsze ze wszystkim zdążam na czas.
To małe kroki, jakie stawiam w stronę życia na TAK. Chcę być człowiekiem na TAK, jak Jim Carrey w filmie YES Man, bo podświadomie wiem, że to najlepsze, co mogę zrobić. To jak otwarcie na całą szerokość okna swojej duszy i wpuszczenie światłą i obfitości, którą każdego dnia przygotowuje dla mnie świat.
Dziś też był taki dzień, który na dobre zacząłem dopiero po 13-ej. Wcześniej działo się wiele, ale nie tak, jakbym tego chciał. Ale działo się i jeśli nie powiem temu TAK, nie ruszę do przodu. Przeszłość trzymać mnie będzie za włosy i ciągnąć przy każdym kroku, który chce postawić w stronę przyszłości. Może dziś odpuszczę nerwowe skupienie na tym, by iść wcześniej spać i pocieszę się chwilą, która trwa. Tym, że teraz piszę i że za chwilę też będę pisał, choć już nie dla siebie, ale dla innych. Zauważyłem, że kiedy przestaję walczyć, łatwiej przychodzi mi cieszyć się pracą. Nie mam takiego problemu ze skupieniem się na tym, co robię, choć nie było to wymarzone zajęcie. Ale jest i jestem wdzięczny, że mogę je wykonywać.
Fundament pod wymarzone życie
Zgoda na to, co jest to fundament, którym można zbudować wszystko. To wysyłanie życiu sygnału, że może mi dać wszystko, co dla mnie przygotowało. A że to dary miłości, to czego miałbym się obawiać? Nawet jeśli w danej chwili uznam to za trudny i trochę niewygodny dar, to w ostatecznym rozrachunku wyjdzie na duży plus. Ja stanę się innym, lepszym człowiekiem i wszystko potoczy się lepiej, niż sam mógłbym to sobie wyobrazić. Bo takie właśnie jest życie. Szalone i bezinteresowne. Mądre i wspierające. By pokazać całą swoją wspaniałomyślność, potrzebuje tylko mojego TAK w każdej chwili, każdego dnia, we wszystkim co się wydarza, a czego nie byłem w stanie przewidzieć. Tylko moje TAK, może otworzyć drzwi do prawdziwego szczęścia i dlatego nie zamierzam rezygnować z nauki tej trudnej sztuki.