Cud przytulenia
Piotr Kochając siebie jak okazywać sobie czułość, jak pokochać siebie, przytulanie siebie 0
Pamiętam początki mojej znajomości z obecną partnerką. Zaczynaliśmy od przyjaźni damsko-męskiej, która przerodziła się w miłość. Jednym z ważniejszych elementów naszej znajomości, które pamiętam i do których wracam, było przytulanie. Nie musieliśmy nic mówić. Wystarczyło trwać. Z głową opartą o ramię. Spokój, który nas wtedy wypełniał, trudno porównać z czymkolwiek. To było coś niezwykłego, magicznego, a jednocześnie prostego. To był też znak, że łączy nas coś wyjątkowego.
Dziś też się przytulamy i też napełniamy spokojem, choć tamtego pierwszego wrażenia, nic nie jest w stanie przebić.
Kilka dni temu przytuliłem siebie. Zacząłem siebie głaskać, obejmować dłońmi, wtulając jednocześnie głowę w klatkę piersiową i kierując w stronę serca. Wyobraziłem sobie swoje wewnętrzne dziecko, które tak często jest samo, niezauważone, zapomniane przeze mnie. Wciąż wiele spraw jest ważniejszych od niego i brakuje mi czasu na wspólną zabawę i robienie tego, co sprawia, że wewnętrznie rozkwitam, a moje oczy się śmieją. Tak jak teraz, gdy piszę te słowa. Bo też sprawia mi to ogromną przyjemność.
To czas przepraszania siebie za brak czasu i uwagi. To też czas wybaczania sobie zapominania o sobie i stawiania na szarym końcu. Przytulanie siebie nie jest dla mnie oznaką samotności, bo w praktyce mam się do kogo przytulać i robię to co najmniej kilka razy w ciągu dnia oraz dużo częściej w nocy… 😉 Jedno nie wyklucza drugiego. Rzekłbym nawet, że oba te sposoby okazywania czułości, są w życiu niezbędne.
Przytulanie siebie jest inne. Jestem w tym sam na sam ze sobą. To najbardziej intymna relacja, jakiej człowiek może doświadczać. Szkoda, że tak bardzo i tak często zaniedbywana. Mam czas na wszystko i dla wszystkich, tylko nie dla siebie. Przykre, ale prawdziwe, choć droga, na którą właśnie wkraczam, pełna jest światła i przekonania, że uda mi się to zmienić. Już się udaje, o czym napiszę następnym razem. Kiedy przytulam siebie, daję coś sobie w 100%. To pełnia uwagi, obecności, czułości, zrozumienia, wybaczenia i miłości. Takiej, jaką w tej chwili mam.
a moje ciało rozluźnia się, jak w trakcie masażu czekoladą (bardzo relaksujące doświadczenie). To taki gest życzliwości i można go wykonać praktycznie w każdm miejscu i czasie. Zwłaszcza w zimne dni, bo wygląda, jakbym chciał się zagrzać własnymi rękami i dłońmi. Ale nie o miejsce tu chodzi, tylko o potrzebę serca i duszy. Przytulanie siebie z obowiązku czy powinności, nie ma wielkiego sensu, choć może też przynosi coś dobrego. Nie wiem, nie próbowałem. Przytulam się do siebie wtedy, kiedy tego chcę. Nie muszę tego robić pod kogoś, dla kogoś, ze względu na kogoś. Robię to dla siebie i ze sobą. I to jest piękne. To coś, co pozwala poczuć wolność.